Początek nowego roku. By tę okoliczność efektywnie spożytkować udajemy się w Masyw Śnieżnika w Sudetach. Liczymy na dobry los i obcowanie z naturą w prawdziwych, zimowych warunkach, o co w okolicach naszego miejsca zamieszkania niezmiernie trudno w ostatnich latach. Trochę szperania w internecie w poszukiwaniu dobrej miejscówki i oto ostatecznie lądujemy w Międzygórzu.
Międzygórze to doskonała miejscówka - tak dla wspinaczy, wędrowców po górskich szlakach, czy turystów gustujących w innych, stacjonarnych atrakcjach jak zamki, kopalnie czy sztolnie. W tej części Dolnego Śląska punktów takich jest naprawdę sporo. Naszą bazą wypadową na kilka dni staje się "Dom Pod Błękitnym Dachem". Pokój dla dwóch osób dorosłych i trzylatka kosztuje 110 zł za dobę, czyli 55 zł/osoba (trzylatek bezpłatnie.)
Pobyt zaczynamy delikatną, nieforsującą wycieczką. Nazajutrz po przyjeździe robimy kółeczko: Zapora na rzece Wilczka - Ogród Bajek - Wodospad Wilczki.
Trasa niewymagająca, prowadząca częściowo łąką, lasem a w końcowej części także chodnikiem i drogą. Pierwszy punkt to zapora. Ścieżka do niej prowadzi przez prywatne pole, na którym latem pasą się konie. Kierunek dojścia jest świetnie oznakowany a ponieważ mamy zimę, koni nie uświadczamy. Po kilku minutach marszu meldujemy się na koronie zapory.
Z tego miejsca lasem, czasami ostro pod górę (różnica poziomów to niemal 200 m) kierujemy się do Ogrodu Bajek.
Ogród nadzorowany jest przez PTTK, za wstęp należy uiścic opłatę. Na terenie Ogrodu spotkamy postacie z najpopularniejszych bajek, tak współczesnych jak i dawnych.
Odwzorowanie niektórych figurek odbiega wizualnie od obrazu oryginalnego bohatera, stan techniczny części postaci jest już wyraźnie nadgryziony przez ząb czasu, samo zaś ich rozmieszczenie w przestrzeni ogrodu wydaje się trochę chaotyczne.
Zdarza się też, że poprowadzone między postaciami/obiektami ścieżki są bardzo wąskie i pochyłe. Do tego spora część ścieżek nie jest w żaden sposób wzmocniona (np. polnymi kamieniami). W zależności od panujących warunków zewnętrznych można się więc spodziewać grząskiego błota czy rozmamłanej śnieżnej brei. Biorąc pod uwagę nachylenie niektórych ścieżek, może to skutkować poślizgami a w konsekwencji nabawienia się przez osoby odwiedzające jakiegoś urazu.
Dorosły amator górskich wędrówek poradzi sobie i na gorszej nawierzchni, jednakże obiekt adresowany jest wszak do milusińskich. PTTK kasując 13 zł od łebka mogłoby się pokusić o poprowadzenie na terenie Ogrodu cywilizowanych, utwardzonych i bezpiecznych dla dzieci ścieżek. Zwłaszcza, że opłatę za wstęp należy uiścić już za trzylatka (bilet ulgowy 10 zł). Podsumowując - w moim odczuciu można z powodzeniem minąć ten obiekt. Ewentualnie przed dalszą wędrówką zatrzymać się jedynie na chwilowy relaks w przyległej do Ogrodu wiatce.
Kolejnym, trzecim punktem dzisiejszej wędrówki jest wodospad na rzece Wilczka. Jak przystało na końcową część trasy, szlak w większości prowadzi już tylko w dół. Wstęp na teren Rezerwatu Wodospad Wilczki jest darmowy.
W 2018 roku teren wokół wodospadu poddany został rewitalizacji. Urokliwe to miejsce i godne odwiedzin. Wodospad Wilczki spadający z wysokości 22 m jest najwyższym wodospadem w Masywie Śnieżnika. Podziwianie spadających mas wody wieńczy pierwszy dzień naszego pobytu.
Na wyjazd zabraliśmy ze sobą sanki, licząc na śnieg i zjazdy z górskich stoków. Pogoda jednak nic sobie nie robi z naszych planów. Za oknem zamiast białego puchu jest jedynie w powietrzu przeźroczysta mżawka przechodząca w regularne opady. Tak ma być przez kolejne dwa i pół dnia. No niefart i to całkiem duży.
Saneczkowanie bez śniegu nie ma zbytnich szans 😏. Z kolei wędrowanie z maluchem po górskich szlakach podczas opadów deszczu też nie jest szczęśliwym pomysłem. I tutaj pobyt w górach w pełni odkrywa swoją przewagę nad pobytem nad morzem podczas deszczowej pogody. Nie trzeba rezygnować z aktywności na zewnątrz. Wystarczy schować się przed deszczem. Gdzie? Pod ziemię!
Taką opcję umożliwia na przykład spacer Podziemną Trasą Turystyczną w Kłodzku. Przebiega on bez udziału przewodnika i trwa tak długo... jak długo będziemy spacerować podziemnymi tunelami. Pośpiechu nie ma ale zazwyczaj trwa to 30-45 minut. W tunelach znajdziemy ekspozycje nawiązujące do historii miasta oraz do codziennych zajęć jego mieszkańców. Całość w kilku miejscach wzbogacona jest projekcjami audiowizualnymi. Miejsce warte odwiedzenia i serdecznie je polecam, nie tylko deszczową porą. Koszt takiej wizyty znajdziecie tutaj.
Deszcz trzyma się dobrze, następnego dnia również schodzimy pod ziemię a dokładniej rzecz ujmując - wchodzimy do wnętrza wzgórza.
Nieczynna już - przez co udostępniona do zwiedzania Kopalnia Uranu w Kletnie. Działała w latach 1948-1953 i powstała z inicjatywy władz sowieckich, które w ramach wyścigu zbrojeń w okresie Zimnej Wojny zamierzały wykorzystać wydobyty tutaj urobek do budowy bomby atomowej. Kopalnia liczy sobie 20 sztolni i 3 szyby.
Przedsięwzięcie wydobywania metalicznego uranu zostało w okresie aktywności kopalni objęte najwyższą klauzulą tajności ale sam proces wydobywczy trwał zaledwie kilka lat. Przyczyniły się do tego bardzo wysokie koszty wydobycia (nawet dla reżimu komunistycznego, nieliczącego się zwykle z kosztami), mizerny efekt w postaci urobku i komplikacje z logistyką, gdyż wydobyty surowiec wymagał długiego i złożonego transportu do odległych zakładów przerabiających pozyskany surowiec. Łącznie pozyskano stąd ok. 20 ton metalicznego uranu.
Całkowita długość wyrobisk w kopalni wynosi ponad 37 km. Do zwiedzania udostępniono ok. 400 m chodników w sztolni nr 18. Wizyta tutaj jest całkowicie bezpieczna pod względem promieniowania radioaktywnego. Należy być przygotowanym na panującą wewnątrz sztolni stałą roczną temperaturę 7 stopni Celsjusza. Zwiedzanie trwa 45 minut i odbywa się pod okiem przewodnika. Na samym początku otrzymujemy od niego szybką, intensywną ale przekazaną w interesujący sposób lekcję historii i geologii tego miejsca. Gdy ruszamy chodnikiem w głąb sztolni, odkrywa się przed nami bogactwo i piękno minerałów, które stworzyła natura. Wisienką na torcie jest piękno stworzone przez człowieka. Na małej ekspozycji zastawa stołowa i inne przedmioty wykonane ze świecącego w ultrafiolecie szkła uranowego. Zaczynają się nasze ostatnie dwa dni pobytu i w końcu aura spogląda na nas łaskawszym okiem. Widoczność się poprawiła, zaczęło lekko mrozić a w nocy spadł biały puch. Decydujemy o zimowym wejściu na Trójmorski Wierch (1145 m npm), który znajduje się na granicy polsko - czeskiej. Wędrówkę zaczniemy z parkingu na Rozdrożu pod Kamiennym Garbem. Dojazd z Międzygórza na parking stanowi nie lada wyzwanie. Drogi białe, częściowo zmrożone. Służby drogowe tu nie zawitały, żadnej soli czy piasku. Jedziemy z duszą na ramieniu i obawą o drogę powrotną późnym popołudniem 😬. Póki co dojeżdżamy szczęśliwie, podobnie jak kilka osób przed nami, których pojazdy stoją już zaparkowane równo na zaśnieżonym placu. Przed nami 5 km marszu. Ruszamy po białym, puszystym dywanie. Szlak jest już częściowo przetarty a do tego niezbyt wymagający, bo przewyższenie na dystansie 5 km to niecałe 400 m. Idziemy w stronę światła 😁. Pogoda sprzyja - brak wiatru i opadów, doskonała przejrzystość powietrza i optymalna temperatura. Wędrowanie w tak pięknych okolicznościach przyrody to czysta przyjemność. Pozytywne wrażenia potęgują zjawiskowe widoki. Radośni i zupełnie niezmęczeni docieramy na szczyt. Tutaj widać surowość zimowych warunków. Zamknięta z powodu remontu wieża widokowa przystrojona jest lodowymi kryształkami. Widok to piękny ale jednocześnie przypominający o potędze gór i panujących tam zmiennych, warunkach. Chciałoby się w takim miejscu i wieczność spędzić. Słońce jednak schodzi coraz niżej, temperatura spada a junior ma przemoczone obuwie. Trzeba zbierać się do powrotu. Przed odejściem jeszcze pamiątkowa fotografia z wieżą widokową w tle. Powrotowi również towarzyszą zjawiskowe widoki. Junior z ocieplonymi stopami i w wymienionych, suchych butach podziwia je z wysokości nosidełka na moich plecach. Ostatni dzień. Przeznaczamy go całkowicie na rekreację juniora. Bierzemy sanki i jedziemy do Siennej na narciarskie trasy zjazdowe, które mijaliśmy podczas przyjazdu w te strony. Przy głównej nartostradzie jest "ośla łączka" dla początkujących narciarzy. Wyciąg jest tutaj nieczynny więc dostaliśmy od obsługi obiektu pozwolenie na szusowanie z maluchem na sankach 🎿. W gratisie mamy też sztuczne naśnieżanie. Zjazd indywidualny na sankach to dla juniora całkiem nowe doświadczenie. Sprawia mu ono sporo frajdy. Jazda ze stoku to sama przyjemność, gdyby tylko wciąganie sanek pod górę po każdym zjeździe nie było takie męczące... Lepienie mikro-bałwana nie wymaga tyle wysiłku. Na zabawie w śniegu kończy się ten nasz pobyt. Następnego dnia czeka nas droga powrotna do domu.
Saneczkowanie bez śniegu nie ma zbytnich szans 😏. Z kolei wędrowanie z maluchem po górskich szlakach podczas opadów deszczu też nie jest szczęśliwym pomysłem. I tutaj pobyt w górach w pełni odkrywa swoją przewagę nad pobytem nad morzem podczas deszczowej pogody. Nie trzeba rezygnować z aktywności na zewnątrz. Wystarczy schować się przed deszczem. Gdzie? Pod ziemię!
Taką opcję umożliwia na przykład spacer Podziemną Trasą Turystyczną w Kłodzku. Przebiega on bez udziału przewodnika i trwa tak długo... jak długo będziemy spacerować podziemnymi tunelami. Pośpiechu nie ma ale zazwyczaj trwa to 30-45 minut. W tunelach znajdziemy ekspozycje nawiązujące do historii miasta oraz do codziennych zajęć jego mieszkańców. Całość w kilku miejscach wzbogacona jest projekcjami audiowizualnymi. Miejsce warte odwiedzenia i serdecznie je polecam, nie tylko deszczową porą. Koszt takiej wizyty znajdziecie tutaj.
Deszcz trzyma się dobrze, następnego dnia również schodzimy pod ziemię a dokładniej rzecz ujmując - wchodzimy do wnętrza wzgórza.
szkic wyrobisk w Kopalni Uranu w Kletnie |
Całkowita długość wyrobisk w kopalni wynosi ponad 37 km. Do zwiedzania udostępniono ok. 400 m chodników w sztolni nr 18. Wizyta tutaj jest całkowicie bezpieczna pod względem promieniowania radioaktywnego. Należy być przygotowanym na panującą wewnątrz sztolni stałą roczną temperaturę 7 stopni Celsjusza. Zwiedzanie trwa 45 minut i odbywa się pod okiem przewodnika. Na samym początku otrzymujemy od niego szybką, intensywną ale przekazaną w interesujący sposób lekcję historii i geologii tego miejsca. Gdy ruszamy chodnikiem w głąb sztolni, odkrywa się przed nami bogactwo i piękno minerałów, które stworzyła natura. Wisienką na torcie jest piękno stworzone przez człowieka. Na małej ekspozycji zastawa stołowa i inne przedmioty wykonane ze świecącego w ultrafiolecie szkła uranowego. Zaczynają się nasze ostatnie dwa dni pobytu i w końcu aura spogląda na nas łaskawszym okiem. Widoczność się poprawiła, zaczęło lekko mrozić a w nocy spadł biały puch. Decydujemy o zimowym wejściu na Trójmorski Wierch (1145 m npm), który znajduje się na granicy polsko - czeskiej. Wędrówkę zaczniemy z parkingu na Rozdrożu pod Kamiennym Garbem. Dojazd z Międzygórza na parking stanowi nie lada wyzwanie. Drogi białe, częściowo zmrożone. Służby drogowe tu nie zawitały, żadnej soli czy piasku. Jedziemy z duszą na ramieniu i obawą o drogę powrotną późnym popołudniem 😬. Póki co dojeżdżamy szczęśliwie, podobnie jak kilka osób przed nami, których pojazdy stoją już zaparkowane równo na zaśnieżonym placu. Przed nami 5 km marszu. Ruszamy po białym, puszystym dywanie. Szlak jest już częściowo przetarty a do tego niezbyt wymagający, bo przewyższenie na dystansie 5 km to niecałe 400 m. Idziemy w stronę światła 😁. Pogoda sprzyja - brak wiatru i opadów, doskonała przejrzystość powietrza i optymalna temperatura. Wędrowanie w tak pięknych okolicznościach przyrody to czysta przyjemność. Pozytywne wrażenia potęgują zjawiskowe widoki. Radośni i zupełnie niezmęczeni docieramy na szczyt. Tutaj widać surowość zimowych warunków. Zamknięta z powodu remontu wieża widokowa przystrojona jest lodowymi kryształkami. Widok to piękny ale jednocześnie przypominający o potędze gór i panujących tam zmiennych, warunkach. Chciałoby się w takim miejscu i wieczność spędzić. Słońce jednak schodzi coraz niżej, temperatura spada a junior ma przemoczone obuwie. Trzeba zbierać się do powrotu. Przed odejściem jeszcze pamiątkowa fotografia z wieżą widokową w tle. Powrotowi również towarzyszą zjawiskowe widoki. Junior z ocieplonymi stopami i w wymienionych, suchych butach podziwia je z wysokości nosidełka na moich plecach. Ostatni dzień. Przeznaczamy go całkowicie na rekreację juniora. Bierzemy sanki i jedziemy do Siennej na narciarskie trasy zjazdowe, które mijaliśmy podczas przyjazdu w te strony. Przy głównej nartostradzie jest "ośla łączka" dla początkujących narciarzy. Wyciąg jest tutaj nieczynny więc dostaliśmy od obsługi obiektu pozwolenie na szusowanie z maluchem na sankach 🎿. W gratisie mamy też sztuczne naśnieżanie. Zjazd indywidualny na sankach to dla juniora całkiem nowe doświadczenie. Sprawia mu ono sporo frajdy. Jazda ze stoku to sama przyjemność, gdyby tylko wciąganie sanek pod górę po każdym zjeździe nie było takie męczące... Lepienie mikro-bałwana nie wymaga tyle wysiłku. Na zabawie w śniegu kończy się ten nasz pobyt. Następnego dnia czeka nas droga powrotna do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeżeli post się Tobie podobał, masz jakieś refleksje bądź pytania - zapraszam do komentowania.