środa, 19 kwietnia 2017

Przez Kanadę rowerem: Mennonici i Wielkanoc jak w domu.

Szereg poznanych osób namawiało nas do wizyty w Kitchener i okolicach. Osiedliła się tutaj znacząca grupa Mennonitów. To chrześcijańska społeczność wyznaniowa zaliczana do protestantyzmu. Swoje korzenie wywodzi z Holandii. W Polsce obecnie trudno się na nich natknąć. Mimo, że liczbę gminy mennonickiej w Kanadzie szacuje się na ok. 150 tys. wyznawców, z racji swych bardzo hermetycznych zachowań społecznych, wciąż dla przeciętnego Kanadyjczyka stanowią oni zagadkę. Mając w zasięgu ręki możliwość co najmniej zaobserwowania członków tej zamkniętej wspólnoty postanowiliśmy zatrzymać się gdzieś pomiędzy Kitchener, St. Jacob's a Elmira. Pierwszy kontakt z Mennonitami następuje przed miejscowością Elmira. Zauważamy dom, przed którym zaparkowane są wyłącznie czarne powozy z czarnymi końmi. To, biorąc pod uwagę współczesne czasy, jest raczej pewnym ewenementem. I dla osoby "z zewnątrz" swego rodzaju ciekawostką.
Przez okno jednego z pomieszczeń widzimy same kobiety ubrane na ciemno, z siatkami przytrzymującymi włosy na głowach. Zbliża się wieczór, więc czas szukać miejsca na rozbicie namiotu. Pukam do drzwi i pytam o możliwość rozbicia namiotu na pięknie utrzymanym trawniku. Wychodzi jedna z pań w długiej granatowej sukni i grzecznie odpowiada, że nie bardzo można, bo mało miejsca. Dziwne, trawiasta działka ma z pewnością ponad 1 tys. metrów kwadratowych...😕  Widząc moją skonfundowaną minę podpowiada jednak, by spytać w sąsiednim domu. Tak czynię i od pana ubranego najzwyczajniej na świecie uzyskuję zgodę a dodatkowo zaproszenie do skorzystania z łazienki i udziału we wspólnym śniadaniu. Murray okazuje się osobą bardzo miłą i gościnną. Przez całą jego rodzinę zostajemy przyjęci niezwykle serdecznie.
Murray i Sheila oraz czwórka ich dzieci
Murray jest przedsiębiorcą - właścicielem ogromnej posiadłości i firmy "Brubacher Drums", wytwarzającej beczki i kubły z szerokiej gamy materiałów,
kamping przy "bębnach Brubachera"
ale co bardziej istotne dla nas - jest osobą należącą do interesującej nas społeczności. Skrzętnie korzystamy z obu otrzymanych zaproszeń a w trakcie śniadania rozmawiamy o życiu i zwyczajach Mennonitów. Mamy również rzadką sposobność skosztowania surowego mleka prosto od krowy.

Mennonici to odłam ruchu anabaptystycznego. Charakteryzuje ich prostota życia codziennego, nawiązująca do ideałów pierwotnego chrześcijaństwa. Rezygnacja z przedmiotów kultu a więc z obrazów, ołtarzy, posągów, budynków sakralnych itp. z jednoczesnym odrzuceniem chrztu dzieci i uznawania hierarchii kościelnej to droga do świadomego wyznawania wiary. Jako pacyfiści nie posiadają broni i odmawiają pełnienia służby wojskowej. Po śmierci założyciela ruchu Menno Simmonsa wyznawcy podzielili się na dwa zbory - liberalny i konserwatywny. W nawiązaniu do tego drugiego istnieje w Kanadzie specjalny znak drogowy.
Mennonici do celów liturgicznych wykorzystują domy swoich wyznawców a miejsca takie nie są jakoś specjalnie oznaczone. Inne charakterystyczne cechy to: chrzest przyjmowany po 14 roku życia, jako od osoby świadomie wierzącej w Chrystusa i zakaz piastowania wysokich urzędów. Osoby tego wyznania najczęściej nie posiadają wysokiego wykształcenia, co nie świadczy wcale o braku inteligencji czy wiedzy jako takiej. Przeciwnie - mennonici bardzo często są właścicielami doskonale prosperujących przedsiębiorstw czy gospodarstw. Do tego są osobami niezwykle pracowitymi.
Mennonici i ich stroje
Konserwatywny odłam tego wyznania w codziennym życiu nie używa elektryczności (niewielki wyjątek stanowią sprawy zawodowe lub związane z prowadzeniem interesów), ubiera się w kolory stonowane: mężczyźni na biało-czarno z czarnymi kapeluszami, kobiety w granatowe suknie do kostek plus granatowa lub czarna siatka na włosy. Środek transportu to wyłącznie czarne bryczki ciągnięte przez czarne konie.
Liberalny, bardziej "nowoczesny" odłam wyznawców korzysta z dobrodziejstw cywilizacji, jak np. telefony komórkowe (ale również jedynie w celu "prowadzenia interesów"). W przeciwieństwie do poprzedników może korzystać z pojazdów mechanicznych ale w grę wchodzą jedynie samochody w kolorze czarnym.
Po wspólnym śniadaniu z Murrayem, jego żoną Sheilą i czwórką ich dzieci opuszczamy tą sympatyczną rodzinę i kierujemy się do centrum Elmira. Jest wielkanocna sobota. Zatrzymujemy się przed jakimś centrum handlowym w celu zrobienia zakupów. Przechodząca obok kobieta widząc obce flagi z sympatią zagaduje o nasze plany. Słysząc, że jesteśmy w tej okolicy specjalnie, by móc zapoznać lub przyjrzeć się Mennonitom już nie pozwala nam odjechać. Sharon, bo tak ma na imię, organizuje nam miejsce biwakowe u swoich przyjaciół, którzy sąsiadują z farmami Mennonitów.
Zapewnia, że następnego dnia zobaczymy sporo przedstawicieli tej społeczności podczas ich przejazdów do/z kościołów z okazji Wielkanocy. Umawiamy się, Sharon podaje nam adres i odjeżdża. Tak się jednak tego dnia złożyło, że kilka nieplanowanych godzin zleciało nam jeszcze w restauracji "Tim Hortons", gdzie sprawdzaliśmy pocztę i wysyłaliśmy wiadomości do naszej rodziny, znajomych i przyjaciół. Już późnym wieczorem udajemy się w kierunku miejsca, które podała nam Sharon. To ok. 10 km. Droga idzie topornie, raz - silny przeciwny wiatr, dwa - duża ilość dość stromych przewyższeń. Z przeciwnej strony nadjeżdża trąbiący samochód. To Sharon zaniepokojona tak długą naszą nieobecnością wyjechała nas szukać. A jak już znalazła, to zabrała z rowerów wszystkie sakwy i była naszym pilotem do samego celu. Bez sakw jechało się znacznie łatwiej 😀. Na miejscu już oczekiwali nas Hank i Janet oraz Ryan z Amy.
Szybkie powitanie, rozbicie namiotu, posiłek i lądujemy w domu na kawie i pysznym podwieczorku. Następnego dnia po śniadaniu nasi świeżo upieczeni znajomi zabierają nas na swoje rodzinne, wielkanocne spotkanie zwane przez nich "lock party". Zjeżdża się cała rodzina i każdy przywozi coś do jedzenia. Nikt z nikim wcześniej niczego nie umawia. Bywało że były na przykład 4 sałatki albo 5 lasagne 😁. Tym razem było inaczej, na stole gościło jadło wszelakiego rodzaju. Przez wszystkich zostaliśmy przyjęci niezwykle serdecznie i traktowani na równi z członkami rodziny. Od seniora rodu dostałem nawet propozycję przejażdżki niecodzienną pamiątką - bambusowym rowerem...
W części artystycznej odbył się krótki mecz piłkarski (Polska wygrała 😁), mały recital gitarowy, występ brzuchomówcy, skecz kabaretowy a na koniec cała rodzina zaśpiewała specjalnie dla nas narodowy hymn "Oh, Canada".
Całe to popołudnie było naprawdę cudowne! Na tym się jednak nie skończyło... Otóż Hank i Janet to muzycy gospel mający na koncie kilka wydanych albumów. Po tym rodzinnym obiedzie mieliśmy jeszcze przyjemność udać się wraz z nimi do jednej z placówek opiekuńczych i uczestniczyć w wielkanocnym koncercie. Na pożegnanie, następnego dnia, otrzymaliśmy w prezencie jeden z muzycznych albumów wraz z dedykacją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeżeli post się Tobie podobał, masz jakieś refleksje bądź pytania - zapraszam do komentowania.