środa, 28 czerwca 2017

Przez Kanadę rowerem: A co Wy tam jecie? Plus słów kilka o palniku wielopaliwowym.

Ten wpis adresowany jest do tych wszystkich osób, którzy o przygotowywaniu posiłków podczas dłuższej czy krótszej podróży wiedzą mało lub nic. Do tych, którzy również chętnie wybraliby się na jakąś wyprawę ale nie wiedzą, jak to jest pod kątem wyżywienia. Często w ich wyobrażeniach podróżujący jawią się jako "hardcory", osoby jedzące jakieś robaki czy inne wynalazki lub jako niedojadające czy wręcz głodujące albo przeciwnie - muszące wydawać fortunę na żywność. Ale to błędne rozumowanie. Wyjaśnijmy więc, co my tam jemy 😉.

W skrócie - jedzenie 😀. Regułą jest, że podczas zagranicznych wojaży staramy się zawsze skosztować typowych, miejscowych potraw. Ale na tym koniec - generalnie nie stołujemy się w restauracjach, pizzeriach, barach itp., chociaż zdarza się zakup jakiegoś hamburgera czy zapiekanki jako rzadkie odstępstwo w wyjątkowych sytuacjach. Nie korzystamy również z liofilizatów. Liofilizaty to gotowe dania poddane specjalistycznej obróbce, pozbawione wody i hermetycznie zapakowane. Największą ich zaletą jest mała objętość i bardzo niska waga. Wadą - wysoka cena.
Za powyższe danie o wadze 152 g musimy zapłacić 41,90 zł. Mimo wysokiej ceny smak liofilizatów często pozostawia wiele do życzenia. W pewnych okolicznościach stosowanie liofilizatów może być nieocenione, jak np. podczas wyjazdu na dłuższy pobyt w wysokie góry z dala od ludzkich siedzib. Ale są oczywiście osoby, które zaopatrują się w takie produkty również na mniej wymagające wędrówki. My się do nich nie zaliczamy.

Nasza podstawowa zasada jest taka, że wszystkie posiłki przygotowujemy samodzielnie. Zwykle zjadamy dwa posiłki dziennie a pomiędzy nimi przekąski w postaci przygotowanych wcześniej kanapek oraz owoce, chipsy, batony, czekolady itp.
Składniki do posiłków kupujemy w lokalnych sklepach spożywczych a narzędzia służące do ich przygotowywania zabieramy z domu. Nasze narzędzia to: wielopaliwowy palnik turystyczny (jako kuchenka), dwa garnki z pokrywkami, aluminiowa patelnia, sztućce i zastawa.
Zacznijmy od rzeczy najważniejszej - palnik. Bez niego nie przygotujesz nic ciepłego. My korzystamy z palnika wielopaliwowego BRS-8B firmy i produkcji chińskiej. Recenzję tego palnika znajdziesz tutaj.

Do wytworzenia ognia możemy użyć dowolnego paliwa w stanie płynnym lub gazowym: gazów propan/butan i ich mieszanek (czyli różnego rodzaju kartuszy gazowych - z wyjątkiem przebijanych), benzyny (w tym lotniczej i ekstrakcyjnej), nafty czy oleju napędowego. W mojej opinii najtańsze paliwo i jednocześnie najbardziej dostępne nawet w bardzo dziwnych miejscach to benzyna. Na nią więc na naszych wyprawach stawiamy. Przykładowo w Kanadzie kupowaliśmy benzynę 87-oktanową za 0,80 CAD/litr czyli ok. 2,40 zł. Niecałe pół litra (tyle mieści się w butelce) kosztuje zatem w granicach 1 zł i wystarcza na przygotowanie dwóch posiłków dziennie dla dwóch osób przez co najmniej tydzień. Czyli tanio jak barszcz. Najczęstszy posiłek na śniadanie to jajecznica na boczku, do tego chleb/bagietka i kawa/herbata. Jeśli kawa - to duużo kawy (z mlekiem i cukrem dla dodania energii), herbaty nieco mniej, bo po niej trzeba pędzić na stronę 😉. Często do tej konfiguracji dorzucamy też miseczkę płatków śniadaniowych np. z bananem, jabłkiem, nutellą czy syropem klonowym.
Dla nas ważne jest aby możliwie każdy posiłek zawierał mięso - jesteśmy mięsożerni, znane są nam jednak osoby, które podczas nawet bardzo długich wędrówek obywają się bez niego. Ale to nie jest nasza bajka.
Jajka z boczkiem dodajemy też do tortilli i tak przygotowane kanapki zjadamy w trakcie przejazdu w ramach krótkiego postoju na drugie śniadanie. Tortilla jest znacznie lepsza do przechowywania, smaczniejsza (jak dla mnie) i dająca większe poczucie sytości niż popularne tutaj "dmuchane" chlebki, które są beznadziejne i tylko nieznacznie lepiej smakują po opieczeniu w tosterze.
Na początku wyprawy często brakowało nam energii. Taki wysiłek, którego doświadczaliśmy w trasie był dla nas niezwyczajny, toteż zawsze zaopatrzeni byliśmy w zestaw słodkości typu batony, orzeszki w czekoladzie, krakersy, żelki, chipsy i inne takie, by wspomóc ciężko pracujący organizm. Z czasem przestaliśmy ich potrzebować i do tej pory mamy jeszcze jakiś mały zapas w torbie.

Obiad/obiadokolacja zwykle składa się z makaronu/ryżu/kuskusu z jakimś sosem typu fix Knorra i dodatkiem wędliny lub z jakiegoś rodzaju "chińskiej zupki, gdy szczególnie zależało nam na czasie.


Na odcinkach, gdzie odległości od miejscowości nie były zbyt odległe (aby długo nie wozić dodatkowego balastu) kupowaliśmy także gotowe dania/zupy/sosy w puszkach.

W większych aglomeracjach znajdowały się duże sklepy, które posiadały swoje grille a w ofercie kurczaka z rożna. Cena od 7,50 CAD/szt. w Wal-Mart do prawie 12 CAD/szt. w mniejszych, czy droższych sieciówkach.
Zdarzało się zwłaszcza na początku wyprawy, gdy dni były krótsze i szybciej zapadał zmrok, że kupowaliśmy jakieś szybkie dania w tzw. fast foodach. W naszym przypadku były to restauracje Tim Hortons (niezbyt dokładnie ale odpowiednik McDonald's) oraz A&W (niezbyt dokładnie ale odpowiednik Burger King).
Tim Hortons oprócz dmuchanych kanapek oferował zupy oraz coś w rodzaju leczo z fasolą, papryką i boczkiem (ten ostatni w śladowych ilościach). Miał też ciastka, desery i kawę. A&W specjalizuje się jedynie w kanapkach. Szybko nam się jednak smak tych wyrobów przejadł. Sami zaczęliśmy tworzyć różne kombinacje, jak np. słone krakersy z serkiem śniadaniowym i dżemem.
Podsumowując - posiłki podczas podróżowania nie muszą kosztować krocie. Na pewno nie będzie to typowe pożywienie domowe, chociaż jeżeli możemy poświęcić odpowiednio dużo czasu na przygotowywanie i godzimy się na targanie ze sobą wszystkich niezbędnych przyrządów, odpowiedniej ilości paliwa i składników posiłków - może takim się stać. Z reguły we wszystkich krajach zakupy żywności wychodzą nieco drożej niż w Polsce (należy pogodzić się z faktem, że nasza rodzima złotówka nie jest niestety najpotężniejsza na rynku walutowym) ale przy zachowaniu zdrowego rozsądku wydatki te nie drenują szaleńczo kieszeni.

PRZYKŁADOWE CENY PRODUKTÓW SPOŻYWCZYCH:

bagietka francuska 454 g - 1.80 CAD (5,22 zł)
chleb 800 g - 3.49 CAD (10,12 zł)
12 jajek - 4.50 CAD (13,05 zł)
2 jabłka + ogórek świeży - 2.40 USD (6,96 zł)
mleko w proszku 400 g - 8.40 CAD (24,36 zł)
śniadanie w Tim Hortons (2*hamburger + 2*kawa + 2*pączek) - 11.73 CAD (34,02 zł)
lody "niefirmowe" 1 litr - 4.99 CAD (14,48 zł)
porcja sałatki z kurczaka + porcja sałatki jarzynowej - 9.30 CAD (27 zł)
kurczak z rożna (sklep "Safe On Foods") - 10.50 CAD (30,45 zł)
piwo 0.66 l - 3.15 CAD (9,14 zł)
butelka wina ("z dolnej półki") - 12.28 CAD (35,60 zł)

I to by było na tyle w temacie, teraz czas na deser.


A NA KONIEC DYGRESJA W KONTEKŚCIE WYBORU PALNIKA

Istnieją różnorodne rodzaje palników: gazowe, alkoholowe, benzynowe, na paliwo stałe (kostki turystyczne) czy na drobne kawałki drewna. Najbardziej efektywne - to znaczy pozwalające zagotować coś w najkrótszym czasie to palniki wykorzystujące sprężenie czynnika palnego: gazowe i wielopaliwowe. Nasze wyjazdy z reguły nie trwają krócej niż dwa tygodnie. Stąd od samego początku postawiliśmy na palnik wielopaliwowy, który opisałem na początku posta. Daje on ogromną swobodę w doborze używanego paliwa. My stosujemy benzynę jako najtańsze, najbardziej powszechne i dostępne paliwo. Wartością dodaną jest fakt, że nie musimy obchodzić się oszczędnie z akurat posiadaną jego ilością. Bywało, że podczas noclegów w jakichś opuszczonych obiektach, gdy byliśmy totalnie przemoczeni i zmarznięci a temperatura na zewnątrz była niska, używaliśmy palnika w pomieszczeniu jako grzejnika dla grzania nas samych i podsuszenia przemoczonej odzieży.

Uzupełnienie stanu benzyny nigdy nie stanowiło żadnego problemu - gdziekolwiek by to nie było, stacje benzynowe są gęściej rozsiane aniżeli punkty oferujące właściwe dla danego palnika gazowego kartusze gazowe. W ostateczności można zatrzymać jakiś pojazd, czy zastukać do drzwi domostwa na pustkowiu - nikt raczej nie odmówi 0.5 litra benzyny, nafty czy oleju napędowego.

Korzystanie z benzyny (ale też oleju napędowego lub nafty) w palniku wielopaliwowym wiąże się jednak z kilkoma niedogodnościami. Trzeba tutaj wymienić potrzebę wstępnego podgrzania palnika (trwa to do kilkudziesięciu sekund i wymaga mikroskopijnej dawki paliwa), czy konieczność czyszczenia palnika oraz okopconych garnków z sadzy. Czynności te zabierają nieco więcej czasu niż przy korzystaniu z palnika gazowego, którego wystarczy jedynie nakręcić na kartusz a po zakończeniu gotowania odkręcić. Wspomnianego okopcenia można uniknąć stosując benzynę ekstrakcyjną, która jest paliwem czystszym ale też droższym. Benzyna jest także środkiem silnie agresywnym, co po pewnym czasie wpływa na degradację uszczelek. Zapasowe uszczelki są w zestawie, dla pewności jednak warto zaopatrzyć się w uszczelki przeznaczone do kontaktu z benzyną.

Palniki wielopaliwowe są cięższe od palników gazowych. Są także, uwaga - drogie, by nie rzec absurdalnie drogie. Produkty firm MSR, Primus, Optimus startują od ok. 600 zł w górę, gdy tymczasem palnik gazowy możemy nabyć już za kilkadziesiąt złotych. Przed zakupem należy się więc zastanowić, czy wykorzystam potencjał, jaki oferuje użytkowanie palnika wielopaliwowego i czy jestem w stanie zaakceptować pewne niedogodności, które z jego używaniem się wiążą.

W mojej ocenie bilans pozytywów jednak przeważa:
1. wysoka efektywność, 1 litr wody można (w zależności od warunków zewnętrznych, rodzaju i jakości paliwa) zagotować już w ok. 3 minuty
2. benzyna/olej napędowy są znacznie tańsze od kartuszy gazowych
3. nie istnieje obawa o jakość wytwarzanego płomienia, ponieważ dzięki pompce w butli sami tworzymy ciśnienie, które zarówno w warunkach upalnych jak i mroźnych, czy na wyższych wysokościach wyzwala taką samą energię i pozwala na bezproblemowe rozpalenie ognia
4. nie wymusza konieczności jej oszczędnego używania - dostęp do uzupełniania niedoboru jest praktycznie powszechny (sieć stacji paliw na całym świecie), co przekłada się na komfort psychiczny, bez drżenia (jak w przypadku palnika gazowego) czy wystarczy mi gazu do końca wyprawy lub czy po wylądowaniu w jakimś zakątku świata podczas moich wymarzonych wakacji będę w stanie nabyć kartusze do mojej kuchenki.
5. pustą butelkę z pompką przewieziesz w bagażu rejestrowanym podczas podróży samolotem. Po wylądowaniu wystarczy tylko udać się do najbliższej stacji paliw i ją napełnić a jeżeli takowej w okolicy nie ma - w sytuacji awaryjnej poprosić jakiegoś kierowcę o odsprzedanie 0.5 litra paliwa. Kartusza gazowego samolotem nie przewieziemy, zatem trzeba będzie poświęcić czas na znalezienie właściwego sklepu i dotarcie do niego. O ile w ogóle będą takie w okolicy.

Na koniec wywodów - optymistyczna wieść w odniesieniu do horrendalnych cen palników wielopaliwowych (multifuel stove). Na chińskim portalu Aliexpress znajdziemy je obecnie już od ok. 160 zł. Cena bardzo przystępna, wielokroć niższa od cen zachodnich produktów a jakość i wykonanie na tym samym poziomie. Nasz pochodzi właśnie z Azji.

1 komentarz:

Jeżeli post się Tobie podobał, masz jakieś refleksje bądź pytania - zapraszam do komentowania.